Stanisław Gruszczyński, 22.9.2013
Z miesiąc temu zadeklarowałem się na Twarzoksiążce, że opiszę pewne cztery albumy. Liczyłem, że deklaracja sprawi, że plany i obowiązki rozstąpią się przede mną, niczym wody Morza Czerwonego przed Mojżeszem, a w otrzymaną w ten sposób przestrzeń zdołam wepchnąć jeszcze to.
Lecz wód nie było i morza też nie było, a ze mnie taki prorok, jak z koziej trąbki dwupak, toteż nie rozstąpiło się nic. Chyba że liczyć rozstępy na moich napakowanych od garbienia się przed komputerem barach. O złożonej obietnicy przypomniał mi dopiero pewien gość spotkany przypadkiem w tramwaju w poniedziałkowy wieczór. No to powoli się wywiązuję...
Od trzech lat Marcin Babko wypatruje na Śląsku najbardziej smakowitych, choć często nie tak oczywistych i nie tak znowu popularnych zjawisk muzycznych. Efektem tych corocznych poszukiwań jest składanka "Sealesia" sygnowana oczywiście logo wydawnictwa Falami i nazwiskiem Marty Frank odpowiedzialnej za zawsze oryginalną oprawę graficzną.
Poprzednie wydania z serii były wyjątkowe, tym razem wyjątkowy jest każdy egzemplarz z osobna. A to za sprawą dziesiątek młodych artystów, uczestników majowych warsztatów prowadzonych w Chorzowskim Centrum Pediatrii i Onkologii oraz Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu.
Sealesia to nie tylko wydarzenie artystyczne, ale też społeczność, co objawiło się w tym roku szczególnie. Warsztaty z projektowania wydawnictw muzycznych poprowadzone zostały przez zgromadzonych wokół Sealesii wolontariuszy. Zajęcia nie tylko pozwoliły poznać tajniki projektanckiego warsztatu i przełamać szpitalną nudę, dały też szansę na puszczenie pracy w świat. A to rzecz, która dla większości warsztatowiczów musiała być wydarzeniem.
Składające się na oprawę rysunki nawiązują do marynistycznych tatuaży. Wydrukowane zostały w czerni i bieli, wszelkie kolory to już ręczna robota. Uczestnicy warsztatów mieli możliwość przedpremierowego posłuchania nagrań, więc duży wpływ na dobór barw miał ich indywidualny odbiór muzyki.
„Calm Seas Don’t Make Sailors” głosi sentencja zamieszczona na oprawie. „Calm Seas Don’t Make Artists” można by dopowiedzieć. Wprawdzie obecnie koloruję już tylko foto szopem, ale sam pamiętam, ile wysiłku i czasu trzeba było włożyć, by nie wyjechać flamastrem poza kontur kolorowanki. Gdy pomnożyć to razy tysiąc, to serce i wysiłek włożone w produkcję tego wydawnictwa robią piorunujące wrażenie. Każdy egzemplarz ma indywidualny charakter, więc fakt posiadania tej płyty staje się czymś znacznie bardziej osobistym, niż w przypadku innych, masowych wydań.
Idea piękna, realizacja też niczego sobie. Sealesia wypływa na szerokie wody, pozostaje życzyć pomyślnych wiatrów.
BTW. Z prezentowanej na płycie muzyki szczególnie w ucho wpadły mi kawałki Natalie Loves You i Tape Reels, które, choć na tym konkretnym nagraniu brzmią jak kopia The Black Keys, to mają do zaoferowania znacznie więcej.
Wybierz okładkę, aby poznać jej historię:
opisy okładek
ostatnio dodane:
Gribojedow: Won To Now
Various: AM/PM
The Offspring: Americana
rankingi i zestawienia
ostatnio dodane:
Najlepsze polskie okładki płyt 2015, pt. 3
Najlepsze polskie okładki płyt 2015, pt. 2
Najlepsze polskie okładki płyt 2015, pt. 1
artykuły
ostatnio dodane:
Okładkologia Pink Floyd III
Okładkologia Pink Floyd II
Okładkologia Pink Floyd I
biografie twórców
ostatnio dodane:
Rosław Szaybo
Jan Sawka
Marek Karewicz
Online od 2008; obecna wersja od 2011; tak, wiem - najwyższy czas na zmiany
kreacja